22 kwietnia 2009

Chinina.

To chyba mój ostatni list. Jestem poważnie chora. Przepraszam,
że nie pisałam. Przestraszyłam się, bo zawsze za bardzo przywią-
zywałam się do ludzi. Teraz jednak... wszystko już obojętne.

Potrzebuję chininy. Mój organizm jest silny, przeżyłam już dwa
ataki choroby, ale teraz jestem tak wykończona, że trzeciego nie
przeżyję.

Przez te upały woda w jeziorze wysycha. Zwierzęta, które nie pot-
rafią wspiąć się na górę do źródła, umierają. Jeśli nie spadnie
deszcz, to nie będę miała nic do jedzenia, bo rośliny pożółkły i wysu-
szyły się na wiór. Dobrze, że jeszcze przed chorobą wydrążyłam
pewnego rodzaju miski z drzewa i przeniosłam wodę do szałasu.
Niestety musiałam wysoko wchodzić, bo w miejscu gdzie
płynie strumień rosną toksyczne rośliny, trucizna całe szczęście
wypłukuje się, gdy woda wpływa do jeziora.

Tęsknię za porami roku. Tutaj każdy dzień wygląda identycznie...
Nie kwitną pączki, mlecze nie zmieniają się w dmuchawce, nie żółcą
się liście, nie pada śnieg.

Drogi Przyjacielu, mam nadzieję, że u Ciebie wszystko układa się
najlepiej jak w takiej sytuacji może. Dbaj o siebie, dobrze gdyby
chociaż jedno z nas uszło z tego cało i wróciło do domu.


Kim byłeś, kiedy należałeś do świata? Kochałeś kogoś? Miałeś
dzieci, a może już wnuki? Jaki był Twój ulubiony film? Co lubiłeś
jeść? Czego Ci najbardziej brakuje? Czy liczysz ile dni minęło
odkąd przybyłeś na wyspę? Czy kiedyś marzyłeś o samotności?
Ja tak. To jednak prawda, że najgorsze co można zrobić dla drugiego
człowieka, to spełnić jego marzenia.

Myślisz, że tytoń można zastąpić jakąś rośliną co rośnie na
wyspach? Bardzo brakuje mi dymu w płucach, to zawsze potrafiło
dać mi poczucie bezpieczeństwa, chociażby kruchego.

Mam nadzieję, że zdążę przeczytać Twoją odpowiedź. Jeśli jednak nie,
to bardzo Cię proszę, gdyby udało Ci się jakoś wrócić do Europy,
poinformuj moją rodzinę co się ze mną stało, że od nich nie uciekłam,
że nie zostawiłam.

Mam nadzieję, że się rozczytasz. Przez gorączkę tak niewyraźnie i
nieskładnie piszę.

Dobranoc.

18 grudnia 2008

Przypadek.

Oh, rozumiem Cię doskonale. Choć z drugiej strony - jakież to "sprawy wyspy" mogą Cię pochłaniać, skoro wciąż leżysz na jej brzegu? Tak czy owak i mnie czas oczekiwania na list upłynął pracowicie.

Nie, nie będziemy żyć tu wiecznie. Ale z drugiej strony "Tam" też nie żylibyśmy wiecznie. Czym zatem się martwić? Co zaś daje nam rozum...? Cóż, dzięki rozumowi możemy uczynić naszą egzystencję łatwiejszą. Pamiętasz małpy?
Najpierw, wściekły, zabiłem jedną z nich dzidą i zjadłem. Z jej futra zrobiłem sobie baldachim chroniący mnie przed słońcem.
Następnie zbudowałem bat.
Potem zmusiłem małpy, te żałosne byty, do składania mi darów, wykonywania moich poleceń.
Następnie, gdy przyzwyczaiły się do mojej słusznej, jako stworzenie o wyższym intelekcie, władzy, zacząłem decydować o każdym aspekcie ich życia. Decyduję która i z jaką małpą będzie kopulować, tworząc coraz silniejsze i bardziej uległe mej władzy osobniki. Decyduję kto, i w jakich ilościach będzie jadł. Czasem dla zabawy każę im walczyć, czy wręcz topić lub podpalać własne ciało. Choć to szybko robi się nudne.

Oto, co daje nam rozum.

Nie sądzę, by ktokolwiek chciał nauczyć nas czegokolwiek poprzez umieszczenie nas na tej wyspie. Nie jest jednak tak, że nikt nie bierze w tym udziału. My bierzemy.
Jeden Wielki Przypadek... Tak. Przypadek jest Bogiem. Może inaczej. CZŁOWIEK JEST BOGIEM PRZYPADKU. Przypadkowym Bogiem Przypadkowej sytuacji. Nasza egzystencja, osobowość, to przecież przypadek.

Dlaczego Ty? Bo sama tak zdecydowałaś.
Dowód?
Bo teraz o tym myślisz.

Jeśli chcemy przeżyć, musi to być nasza decyzja.

Pozdrawiam;
Sirius Pierwszy, Bóg Przypadku i Faraon Małp.

17 grudnia 2008

***

Wybacz, że tak długo nie pisałam. Sprawy wyspy
pochłonęły mnie na tyle, że zgubiłam w nich siebie.

Powoli przyzwyczajam się do myśli, że za niezbyt długi
czas umrę samotnie na brzegu. Podobno dobra śmierć:
ciepło, lazurowa woda i słońce.
Nie będziemy żyć tu wiecznie. Zaatakują nas zwierzęta,
dostaniemy udaru, zachorujemy. Cóż, ludzki organizm
jest inny niż parę wieków temu. Przyzwyczailiśmy się,
że każde przeziębienie zabijamy gripexami, polopirynami itp.
Jesteśmy słabsi niż te zwierzęta wokół. Co nam po rozumie,
co po znajomości prawa, psychologii, etyki, chemii czy biologi
jeśli nie poradzimy sobie z pierwszymi poważnymi trudnościami
na które te stworzenia zareagują instynktownie?

Los jest przewrotny. Jednego dnia płynie się przez ocean
statkiem na którym wydaje się w ciągu dnia tyle pieniędzy
ile przeciętny europejczyk zarabia w ciągu miesiąca,
a drugiego... umiera się na plaży z pragnienia i nie ma się nic
prócz jednej podartej sukienki.

Może ma to nas nauczyć doceniać to co dostajemy od życia?
...A może to kompletnie nic nie znaczy, nikt tego nie zaplanował,
nikt w tym nie brał udziału...? Może po prostu to jeden wielki
przypadek. Skoro przypadek to dlaczego 'jeden wielki'? Tak się
mówi o Bogu lub o jakiejś innej sile sprawczej... Powiedz,
dlaczego? Z jakiego powodu my, a nie ktoś inny?
I dlaczego myślę o tym teraz, a jakoś to pytanie nie przychodziło
mi do głowy kiedy spotkałam miłość, kiedy zarobiłam pierwsze
poważne pieniądze, kiedy urodziłam zdrowe dzieci?

Dziękuję Ci bardzo za tytoń.
Mam nadzieję, ze nie zamoknie w czasie najblizszej ulewy.

(Ostatnio zastanawiałam się co by nas spotkało gdyby
jakimś cudem udało Ci się tu przypłynąć.)

23 października 2008

Małpy 2.

Paprotko.

Długo zbierałem się na to, by Tobie odpisać.

Początkowo chciałem napisać; "Nie martw się, nie bój, to przejściowe. W końcu, chcąc nie chcąc, wejdziesz w głąb wyspy, a wtedy już nic nie będzie takie samo."
Potem chciałem napisać; "Nie martw się, daj spokój, wyspa nie jest taka straszna. Prędzej czy później będziesz musiała pójść dalej, chociaż to i tak niczego nie zmieni."
Następnie chciałem napisać; "Strzeż się, albowiem wyspa jest straszna!"

Jednak chyba napiszę Ci; "To i tak nie ma znaczenia."

Więc - to i tak nie ma znaczenia. Wyspa jest mała. Jesteś jej częścią. Tak samo jak ja. Jesteśmy mali, nic nie znaczący. Teraz wyspa jest całym światem i poza nią nie ma nic.

Wszędzie wokół mnie skaczą małpy. Nie masz pojęcia jakie są drażniące. Ciągle czegoś chcą, banana, pieszczoty, i wydaje im się, że te ich durne sztuczki czy bezwartościowe prezenty robią na mnie jakiekolwiek wrażenie. Szkoda, że nie mam porządnej strzelby.

Znam ten ból. Wiele nie mam, ale wysyłam w paczce razem z butelką. Kiedyś jeszcze usiądziemy nad brzegiem kopcąc fajkę.

P.S
Strzeż się chodzenia w kółko.

Pozdrawiam;
Sirius

14 października 2008

***

Siriusie...

Każdej nocy boję się wejść wgłąb wyspy.
Śpię zwinięta w kłębek, a moje uszy nasłuchują
każdy najmniejszy trzask gałęzi, doszukując się w tym
potencjalnych przyczyn mojej śmierci. Powoli wariuję.

Przez całe dnie wypatruję statku, tankowca, łódki - czegokolwiek.
Może pora się przyzwyczaić i porzucić myśl o domu?

Domu, w którym zawsze pachniało cynamonem. Wiesz...
Mam dwie córki. Wspaniałe, małe istoty.
Mam też męża, wydawało mi się na początku, że nie
zasnę bez niego. Jestem uzależniona od jego zapachu.

Ciągle o nich myślę. O tym co teraz przeżywają, czy sobie radzą.
O tym czy on jeszcze mnie szuka czy już układa sobie życie na nowo.

Co będzie jak wrócę? (Jak myślisz...mamy taką szansę?)

Zazdroszczę Ci Małp. Myślę, że to moja wina, że nawet ze
zwierzętami nie potrafię się zaprzyjaźnić.
Włóczę się jak cień.
Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam, nie mogę nic przełknąć.
Wyglądam z dnia na dzień coraz gorzej i nic, kompletnie nic
nie potrafię na to poradzić.

Mam nadzieję, że to minie.
Brakuje mi ciepła, ludzkiego oddechu, bicia serca,
ust, zapachu dziecięcej skóry.




Podstawowe rzeczy udało mi się zorganizować.
Brakuje mi jednak tytoniu.
Widzisz, nie tylko od zapachów jestem uzależniona...

2 października 2008

Małpy.

O, witam.

Długi czas byłem sam. Czułem się bardzo wyobcowany, nieobecny, obcy. Wszechmiar morza ogarniał mnie, w pewnym momencie chciałem nawet ułożyć się wśród wodorostów i umrzeć, utonąć, zasnąć, ukołysany ruchem fal.

Po pewnym czasie zacząłem pojmować przyrodę. Jej falowanie na wietrze, tryby, procesy, stworzenia większe i mniejsze drgające jak piana na szczytach bałwanów... Bynajmniej nie śniegowych, oczywista.

Poznałem też Małpy. Nie zwykłe małpy, ale Małpy. Z jednej strony pokraczne i nieporadne pseudokopie mnie, z drugiej idealne stworzenia, dla których ma wyspa od zawsze była domem. Podejrzewam, że z ich perspektywy to ja jestem zabawnym zwierzem.

Dość, że dzięki nim nie jestem nieszczęśliwy ani samotny. W zamian za banana czy pieszczotę są w stanie zrobić dla mnie wszystko. Skaczą pociesznie dookoła skromnego mua, zabawiając, intrygując, czy czasem niemal kpiąc. Choć nie potrafię pojąć ich małpiego języka, tak jak one nie potrafią pojąć moich słów, dyskutuję z nimi, prowadząc filozoficzne dysputy. Są dla mnie towarzystwem, nadzieją i ucieczką, bez względu na ograniczony zakres pojmowania.

Często brakuje mi ludzi. Ludzi takich jak Ty, szanowna przyjaciółko. Rozumnych, pojmujących, żywych. Małpy, jakkolwiek nie były inteligentne, nie są jednak dostatecznymi towarzyszami samopojmowania.

Może potrzebna Ci pomoc? Napisz proszę, postaram się wysłać Ci podstawowe rzeczy.

Pozdrawiam;
Sirius.

P.S
Stań się Paprocią. Na tropikalnej wyspie Jej właśnie i poszukiwania Jej kwiatu najbardziej mi brakuje.

29 września 2008

*

A więc jesteś! Istnieje ktoś na tym pustkowiu na którym tak łatwo zwariować,
subtelnie odpłynąć do sobie tylko znanej krainy...

Mi powodzi się zdecydowanie gorzej niż Tobie.
Śpię w pewnego rodzaju norze, a moja dieta składa się prawie wyłącznie z bananów.
Nie rozbiłam się wraz ze statkiem, więc nie mam żadnych narzędzi i materiałów...
Moja historia jest zupełnie inna, ale opowiem Ci ją później. Tak naprawdę nie wiem jeszcze jak się do tego co mnie spotkało ustosunkować. Potraktować to jako karę boską? (A może jak odpoczynek?)
Póty, póki nie znajdę odpowiedzi na te pytania niech moja osoba pozostanie dla Ciebie nie do końca rozwikłaną tajemnicą drugiej wyspy.

Imię to wyłącznie nazwa, nic więcej... Siriusie.

Ja.
(A jak mnie nazwiesz?)